Apple „podgryzał” za logo, aż sam został przyłapany na plagiacie

Nasilone w ostatnim półroczu ataki Apple za bezprawne wykorzystanie jego zastrzeżonego znaku towarowego, czyli nadgryzionego owocu spowodowały, że wszyscy coraz baczniej przyglądają się poczynaniom giganta.

Apple znane jest z ochrony swojego znaku towarowego do granic absurdu, ale chyba największą jego wadą jest fakt, iż oskarżenia firmy o naruszenie jej znaku zastrzeżonego dawno przekroczyły granice zdrowego rozsądku. Z działań na rzecz ochrony marki powstała marketingowo-prawna krucjata Apple kontra inni.

Na dobrą sprawę to katolicy powinni pozwać koncern za ewidentną inspirację zaciągniętą z księgi GENESIS. Wszak nadgryzione jabłko to symbol grzechu pierworodnego, a dzieła o charakterze sakralnym, w szczególności obrazy i rzeźby świadczą dobitnie o tym, że symbol ten występował na długo nim wykorzystał go Apple.

Absurd działań firmy najlepiej widać na podstawie dwóch spektakularnych caesów:

  • Sabine Liewald – szwajcarska fotograf zażądała od Apple odszkodowania za złamanie praw autorskich wynikających z wykorzystania bezprawnie jej fotografii do promocji 15 calowego MacBook Pro’s Retina Display. Dodatkowo wysunięto żądania o zwrot za utracenie potencjalnych korzyści z tytułu wykorzystania działa bez zgody autora z naruszeniem jego praw. Sprawa jest świeża i rozwojowa, ale może być niezwykle ciekawa w samym swym finale.
  • Szwajcarskie koleje SBB – sprawa została zamknięta wypłatą odszkodowania rzędu 20 milionów franków. Przedmiotem sporu okazał się być zegar dworcowy zaprojektowany w 1944 roku przez inż. Hansa Hilfikera. Cechą charakterystyczną projektu jest naturalnie czerwona sekundowa wskazówka. Wiadomo, że koleje sprzedały już prawa licencyjne do znaku kilku firmom zegarmistrzowskim. Wiadomo, też że Apple chcąc nie chcąc sam zmuszony był w tej sytuacji do wykupienia licencji. Kwota oczywiście pozostała tajemnicą handlową, ale zważywszy na okoliczności, należy wnosić, iż nie należała do najniższych.