Kto i jak zarabia na włamaniach

Włamania i kradzież danych to ostatnio chleb powszedni. W prawdzie sami użytykownicy internetu mają coraz większą świadomość jak bronić się w miarę skutecznie, lub przynajmniej unikać potencjalnych zagrożeń, to jednak nie rozwiązuje sprawy. Być może jedną z przyczyn coraz śmielszych ataków i na coraz szerszą skalę jest bezkatność firm. Przynajmniej raz na kilka miesięcy słychać o kradzieży danych klientów z Netii, awarii na Allegro czy braku dostępu do BRE Banku. Wydaje się zatem dość oczywiste, że powoli przestępcy polują na większe kąski zamiast ławić pojedyńczych userów.  Jedną z popularniejszych metod jest po włamaniu rządania okupu w BitCoin. Po kilku ostatnich atakach DDoS, które zakończły się wymuszeniami wartość BitCoina spadła o prawie 50%. Proceder wygląda następująco – po kolejnych atakach następuje wyprzedaż BitCoinów po znacznie obniżonych cenach, w krótce potem sprzedaż zaczyna wzrastać sytuacja się uspakaja, a hakerzy sprzedają swoje taniej zgromadzone BitCoiny. Na wykresie jest to najbardziej klasyczna bańka.

Z resztą mechanizm jest tak prosty w swych założeniach, że jak mówią starzy giełdowi wyjadacze: Tylko spokój może nas uratować.

By jednak nie być gołosłownym trzeba dodać, że wartość Bitcoin przed atakiem wynosiła ponad 800 zł, po ataku spadła do 200 zł, a już niegługo później wynosiła ponad 500 zł i to wszystko w ciągu kilkunatu godzin.

Kusi prawda?